Poniedziałek:
Witajcie. Mam na imię Kasia, w tym roku obchodzę 41 urodziny i aż wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy nie byłam w SPA. Od momentu przejęcia dużego przedsiębiorstwa mojego ojca, całe dnie spędzam za biurkiem lub w samochodzie, w którym to podjęłam decyzję wyjazdu, po tym jak zobaczyłam ogromny billboard z wizerunkiem promiennej Kasi Skrzyneckiej. Wystarczył jeden telefon aby zarezerwować pokój.
Pierwsza obawa pojawiła się tuż przed wyjazdem- czy wszystko zabrałam? Od obozu harcerskiego w liceum już trochę minęło, tak więc całkiem zapomniałam jak spakować się na wyjazd. Pomocna okazała się Pani Beata z recepcji hotelu, która podczas rozmowy wskazała co warto zabrać.
Recepcja: Już jestem, marzenie odpoczynku staje się być rzeczywistością. Mam szczęście, znów trafiłam na Panią Beatę, która szczegółowo opisuje mi hotel oraz co się w nim znajduję. I tak wszystkiego nie zapamiętam, na szczęście wszystkie informację znajdują się w pokoju.
Pobyt w pokoju rozpoczynam od „posiadówki” na balkonie, skąd rozpościera się cudowny widok, bezkresnej przestrzeni. „Ach gdyby tak jeszcze ktoś się za mnie rozpakował”.
Wtorek:
Śniadanie: Co wyśniłam na nowym miejscu? Hmm… zupełnie nie pamiętam- spałam jak suseł. Mam nadzieje, że apetyt będę mieć podobny, bo wszystko wygląda bardzo smakowicie. Może to nie do końca zdrowo dzień zaczynać od kawy, ale to mój rytuał, którego chyba nie chcę zmieniać. Na szczęście przy bufecie znajduje się ekspres do kawy, z którego w czasie posiłków można korzystać do woli.
Czas na wizytę u lekarza, który dopasuje zabiegi. Ten Klarecki to prawdziwy anioł. Przez chwilę miałam wrażenie, że zna mój organizm lepiej ode mnie. Nie mam pojęcia jaki będzie efekt zabiegów, przypisanych przez doktora, ale już go lubię.
Rozpisanie zabiegów SPA i Medi. Już wszystko wiem! W recepcji Vitality Medical SPA panie recepcjonistki zaplanowały zabiegi, po czym dostałam dokładną rozpiskę z której wynika, że już za niedługo masaż.
Masaż: Przygodę z zabiegami rozpoczynam od masażu klasycznego. Do recepcji SPA, przychodzi po mnie niepozorna szczupła blondyneczka. Już po pierwszych minutach zabiegu nie uważam jakoby była niepozorna- boże ona ma chyba dynamit w rękach! Czy to ta chwila w której całe życie powinno przebiec mi przed oczami? Już nawet o tym nie myślę, a bardziej zaczyna mnie zastanawiać fakt skąd znam tyle przekleństw. Było warto! Pewnie jutro poboli, ale powoli odczuwam rozluźnienie.
Środa:
Kriosauna: Skoro piłkarzom reprezentacji Polski pomaga to mi również! Nie zapomnijcie tylko bawełnianych skarpetek i rękawiczek, które są niezbędne przy wykonywaniu tego zabiegu. Brrr zimno, -102 stopnie, na początek jedna minuta wystarczy. Teraz czas na trening by rozgrzać „zamrożone” mięśnie.
Ach… gdy człowiek na urlopie czas wydaje się płynąć szybciej. Już po 13 wiec czas na Lunch- ciekawe co dziś szef kuchni przygotował smakowitego.
Masaż lodem: Ale skwar… mieli rację z tym słonecznym, tu naprawdę świeci. Upał dziś mocno daje się we znaki, dlatego dziś masaż relaksacyjny na zewnątrz i do tego lodem. Po wczorajszych uciskach, dziś odczuwalne są zakwasy, ale fizjoterapeuta uspokoił mówiąc, że to normalne.
Środa kręgle -50% taniej, w tym akurat jestem dobra! Jedynym problemem, mogło być z kim będę rywalizować, ale akurat tuż po wejściu spotkałam znajomych z pakietu na kręgosłup :p Nie mogło być inaczej- zwycięzca mógł być tylko jeden, niestety do rekordu toru to jeszcze daleko.
Czwartek:
Zabieg BMS: Dziś znów spotkanie z sympatycznym doktorkiem. Przyszedł czas na "przeganianie stresów", a uwierzcie, że jest co przeganiać. BMS czyli „biomechaniczne coś tam….”- zawsze mam problem z zapamiętaniem tych medycznych określeń. Wibrujące przenoszone są z urządzenia na ciało, za pomocą rąk fizjoterapeutów. Z dyplomu na ścianie dowiaduję się, że jest to jedyne w Polsce certyfikowane centrum tego BMS’u, a na dodatek doktor wspomina, że jedno z nielicznych w Europie.
Wycieczka rowerowa: Dzisiejsze popołudnie spędziłam bardzo aktywnie, a Endomondo wskazało mi 29 km. Myślałam, że skoro nie mam bagażnika rowerowego w swoim aucie, będę musiała sobie odpuścić tą przyjemność, ale w hotelu mają wypożyczalnie.
Kolacja: Dziś podczas obiadokolacji się oszczędzam, bo zaintrygowała mnie pozycja z karty menu „Niech to diabli.. w Busku pyszną zupę dali…”.Musiałam spróbować, w końcu jestem fanką zup i kremów. Wołowina, tortilla, fasola i do tego papryczka chili- kto nie jest zwolennikiem pikantnych smaków, zalecam użycia połowy czerwonej roślinki.
Sauna: Dziś aktywnie sportowo, a teraz czas na relaks w saunie i na basenie. Jest błogo- do północy się stąd nie ruszam. Mam tylko nadzieję, że nie zaśpię na poranne zabiegi.
Piątek:
Podobno „piątek to zły początek” ale ja nie należę do osób, które wierzą w przesądy, dlatego dziś zaczynam nowe życie w zdrowiu i harmonii. A na początek kolejna dawka krioterapii. To już kolejny dzień, kiedy stosuje ten zabieg, wiec mam nadzieję, że dziś wytrzymam 30 sekund dłużej.
Szybki trening po „krio” dla rozgrzania mięśni i rytuał kawowy, tym razem na leżaku przy oczku wodnym.
Jest tak cudownie, że chyba przywyknę do leżaka na dobre, ale czas na Klawiterapię. I nie będą to klawisze jak sugeruje nazwa, a raczej gwoździe- co mnie trochę przeraża.
Zapach obiadokolacji dobiega mnie już od wejścia do restauracji, ale nie wiem czy zdołam coś przekąsić. Cały czas jeszcze jestem pod wrażeniem przebytego zabiegu. W pierwszej chwili, kiedy zobaczyłam narzędzia do wykonywania zabiegu (klawiki i gwoździe) chciałam uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale gdy drzwi gabinetu się zamknęły, nie było już odwrotu. Śmiem twierdzić, że pan Bartosz w poprzednim życiu mógł być szamanem, dzięki któremu czuję się fantastycznie.
Sobota:
Niestety czas wyjazdu ze słonecznego hotelu nieuchronnie się zbliża, staram się o tym nie myśleć, a wręcz przeciwnie- wykorzystać go co do minuty. Od razu po śniadaniu udaję się na Nordic Walking.
Tym razem udaję się w stronę centrum miasteczka, gdzie zamierzam kupić pamiątki z tego urokliwego miasteczka.
Masaż czekoladą: Tak jak wczoraj myślałam, że gwoździe służą tylko w budownictwie, tak dziś przekonuje się iż czekolada jest nie tylko do spożywania. Można się nią masować i bywa to bardzo przyjemne. Chyba nigdy dotąd nie byłam tak rozpieszczana.
Wieczór już zagospodarowany, znajomi z pokoju obok liczą na rewanż w kręgle. Chyba nie wiedzą na co się piszą- jak już wcześniej wspomniałam w tym jestem naprawdę dobra. Ale żeby podnieść rangę rywalizacji, przegrany stawia drinki na dyskotece, która rozpocznie się tuż po rozgrywkach bowlingowych.
Niedziela:
Niedziela to mój ulubiony dzień tygodnia i to nie dlatego, że jest rosół, który uwielbiam a dlatego, że jest wolne od pracy. Niestety niedziela w tym przypadku to czas wyjazdu. Ach chciało by się jeszcze zostać, ale czas wracać do firmy. Nie sądziłam, że to możliwe, ale już w połowie tygodnia schowałam laptop do bagażu. Żegnam się z obsługą, ale nie mówię do widzenia- zdecydowanie do zobaczenia!!!